Kiedy ktoś zada wam pytanie o to co najbardziej kojarzy się z polską wigilią, większość z was wymieni karpia. Przecież karp na stole musi być i już. Ta ryba znana była w naszym pięknym kraju od czasów średniowiecza, moda na nią raz przychodziła raz odchodziła, co można stwierdzić bacznie śledząc spisy inwentarzy szlacheckich i zakonnych. Karpia na nasze ziemie sprowadzili cystersi, którzy posiadali w swoim kalendarzu tyle dni postnych, że musieli poszukiwać postnej alternatywy dla mięsa, tłuściutki karp nadawał się do tego znakomicie. Założyli oni pierwsze hodowle w Miliczu i Zatorze, co ciekawe obie miejscowości po dziś dzień słyną ze swoich stawów rybnych, a hodowcy karpia z dwóch regionów ostro rywalizują.
tak mógł wyglądać karp w dawnej Polsce |
A to garbary karpkaniowski, z takiej ryby pozyskamy więcej mięsa |
Świąteczna tradycja spożycia tej garbatej ryby jest całkiem młoda, narodziła się po II wojnie światowej. Zniszczona Polska nie mogła zapewnić wystarczającej ilości ryb dla obywateli, a tradycje jedzenia tych wodnych stworzeń były bardzo silne. Połowy morskie odpadały ponieważ flota bałtycka wymagała odbudowania. Warto zaznaczyć, że centralna gospodarka sprzyjała masowym hodowlom, a karp nadawał się do tego doskonale- jest niedrogi w utrzymaniu i świetnie poddaje się hodowli. Komunistyczna centrala rybna, nie mogła co prawda zapewnić wystarczającej ilości karpi dla całego narodu w skali roku, ale zapewniała dostawę dla każdego na święta Bożego Narodzenia.
Warto dodać, że karpie nie są wybredne, żerują przy dnie, a w ich diecie znajdziemy często odpadki po przemyśle spożywczym.
Tak wyglądają gospodarstwa rybne, nie polecam |
Karp w galarecie |
Ja z mojej strony na święta wolę śledzia, łososia i pstrąga.
Smacznego!
P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz