Strony

środa, 6 stycznia 2016

Gwiezdne szaleństwo, czyli Gwiezdne Wojny, nie dla każdego

Na Gwiezdne Wojny wybierze się/ już się wybrała spora część ludzkości. Kolejna recenzja tego filmu nie wchodzi w grę, każdy ma już przecież swoje zdanie. Ja moją osobistą opinię wyraziłbym w tym łacińskim powiedzeniu: veni, vidi, vomitavi i wybaczcie mi tę podwórkową łacinę. 


Fenomen Gwiezdnych Wojen był, jest i pozostanie dla mnie wielką socjologiczną zagadką. Tyle miliardów ludzi nie może się oszukiwać przez całe życie, ktoś musiał ich wszystkich otruć.

Gatunek, jakim jest S-F, należy do moich ulubionych. Zazwyczaj wybaczam błędy i potknięcia, byle tylko na ekranie swawoliły statki kosmiczne. Oczywiście do kilku filmów z sagi wymyślonej przez Georga Lucasa podchodziłem parokrotnie, w końcu: być fanem S-F i nie widzieć GW... cudów nie ma. Jednak są, próbowałem pięciokrotnie i mam wrażenie, że nie zasnąłem tylko na, obecnym właśnie w kinach, Przebudzeniu Mocy.  Nie zasnąłem,  bo powiedzmy sobie uczciwie, w kinie mi nie wypadało, a i nie był to najgorszy film, jaki przyszło mi oglądać. Tylko, że przymiotnik "nie-najgorszy" nie usprawiedliwia wydania 25 złotych na bilet.
"Mój Boże, znowu to zrobiliśmy..."
Zacznijmy od fabuły ... (już skończyłem, nie ma o czym pisać). Rys charakterologiczny postaci, a raczej brak jakiegokolwiek charakteru tychże, potrafi człowieka rozsierdzić. Niektórzy uważają, że wartka akcja to zaleta kina. Nie w przypadku akcji tak wartkiej, że tygodnie mylą ci się z minutami, a przez sporą cześć filmu zastanawiasz się dlaczego twórcy zdecydowali się na śmiały zabieg wycięcia co drugiej sceny, dzięki czemu film po prostu się nie klei.

Zwrotny, nie trzeba tankować, od zera do prędkości światła
 przyspiesza w sekundę (nawet z hangaru)
Oczywiście moje subiektywne spostrzeżenia odnoszę do całej serii, na której tle Przebudzenie Mocy jawi się, jako dzieło posiadające smaczne kąski. Są tu widowiskowe efekty specjalne, ładna muzyka, dobrzy aktorzy. Jednakże, to trochę jak doprawianie bigosu czekoladą i jedno i drugie okazuje się nie do odratowania.
To właściwie coś więcej niż fotoszop,
to inspiracja dla całej fabuły
Być może moja niechęć ma swoje źródło w jednym, ale jakże ważnym fakcie: nie lubię, gdy
ktoś robi ze mnie idiotę. Wiem, że statki kosmiczne nie istnieją, kosmici rzadko przypominają ludzi i w ogóle S-F to jedno wielkie mrugnięcie okiem do widza, ale lubię kiedy mrugający zachowuje pozory racjonalności i wie co to jest fizyka.
Statki mi się podobały, nie będę się wyzłośliwiał
Niestety GW obrażają mnie na każdym kroku, dziecko w gimnazjum wie bowiem, że przemieszczanie się z prędkością wyższą niż światło nie wchodzi w grę, a samotna planeta, nie może za pomocą olbrzymiego odkurzacza, wchłonąć "pobliskiej" gwiazdy nie łamiąc przy tym praw Newtona (o innych nie wspominam). Wiem, że wyjdę na marudę, jeśli nie wierzycie, musicie to zobaczyć, najlepiej poczekajcie na DVD.
Trochę średniowiecznego blichtru i tak nie mogło już zaszkodzić...
Zdaję sobie sprawę, że to dziełko jest dla wielu, jak religia, że właśnie w tej chwili mnie nienawidzą i życzą mi nie najlepiej. Ja nadal będę traktował fenomen GW w kategoriach religijnych, nie muszę podzielać tego zapału, ale też nikomu nie odmawiam prawa do czerpania radości z kolejnych części cyklu, uznaję pokornie, że, wielkość tego dzieła po prostu mnie przerosła.
Ten sprytny kosmiczny, odkurzacz pochłania energię
gwiazdy z jednej strony, a wypluwa zabójczy promień z drugiej.
Podziwiam twórców za bezczelną interpretację praw fizyki. 
Istnieje jeszcze niewielka szansa, że cała saga jest tak naprawdę parodią (ale czego?), tylko tego żartu też nie przyjąłem zbyt dobrze!

Ale wam i tak życzę miłego odbioru!

P.

2 komentarze:

  1. Herezja się szerzy!! spłoniesz

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam fanów, z niecierpliwością czekamy na kolejne części, żebym miał o czym pisać :D

    OdpowiedzUsuń