Strony

wtorek, 29 listopada 2016

The Expance, czyli ludzie podbijają Marsa


Tak ludzkość podbija Czerwoną Planetę. Pomyślałby kto, że rozwój techniczny i nieograniczony dostęp do zasobów zmieni ludzkość na lepsze. To jednak dopiero początek kłopotów. 


To oczywiste, że kocham seriale S-F i prawdopodobnie nie mam do nich dystansu. Tym bardziej, że ten konkretny serial, przypomina nieco najlepsze chwile kultowego Battlestar Galactica. Dodatkowy smaczek w postaci scenariusza tworzonego na podstawie powieści James Corey (Nemesis Games) dodaje uroku, bo oczywiście filmy tworzone na podstawie powieści są zazwyczaj bardziej przemyślane.

Nie muszą dodawać, że dla mnie największym atutem serialu jest oczywiście umiejscowienie akcji w przyszłości i w dużej mierze w kosmosie. Wiem jednak, że spora część ludzkości zupełnie nie podziela mojej chorej fascynacji próżnią i statkami kosmicznymi. Dla tych opornych mam też parę innych zachęt. Przede wszystkim historia przedstawiona w serialu jest niezwykle wciągająca. Od początku podzielona na trzy odrębne wątki rozwija się dynamicznie acz płynnie.

Po drugie intryga wciąga. W telegraficznym skrócie: ziemia kolonizuje marsa, później kolonizuje też Pas Asteroid bo potrzebuje mnóstwa zasobów (szczególnie wody) by terraformować marsa, jednak sielanka nie trwa zbyt długo i Mars ogłasza się republiką, jako, że Czerwona Planeta jest bardziej zmotywowana trudnymi warunkami rozwija się niezwykle szybko, przejmuje kontrolę nad sporą częścią Pasa Asteroid i jest w stanie zagrozić ziemi militarnie, po latach sporów między planetami zapanowuje względny rozejm przypominający trochę zimną wojnę, wypracowywany w strugach krwi pokój nieomal wali się w gruzach, gdy dochodzi do tajemniczych zamachów, Marsjanie obwiniają Pasiarzy, Pasiarze Ziemian, a Ziemianie Marsjan.

Gdy Układ Słoneczny staje na krawędzi wojny, rozbitek i samozwańczy kapitan okrętu Jim, stróż prawa z Pasa Asteroid Joe, oraz wysoko postawiona ziemska polityk Chrisjen starają się dotrzeć do prawdy znając tylko skrawki faktów. Ich losy szybko zaczną się splatać, mimo, że dzielą ich kosmiczne odległości.


Dlaczego to wszystko tak bardzo się podoba? Prawdopodobnie to wyjątkowość postaci, zarówno tych pierwszo-, jak i drugoplanowych stanowi o sukcesie. Widać, że ich pogłębiona psychologia to wynik dogłębnej analizy powieści, na której serial się opiera.

Mamy więc niemogącego znaleźć swojego miejsca Jima uparcie dążącego do celu,

Joego, upadłego glinę, który właśnie odzyskał swoje powołanie,


Chrisjen niemłodą już kobietę, żonę i babcię, która samotnie toczy batalię o zachowanie pokoju za wszelką cenę krocząc z gracją po niebywale cienkim lodzie,


Amosa, który raz to stara się przekonać wszystkich, że jest bezwzględnym psychopatą, by zaraz dać wyraz swojej uczuciowości i oddaniu,


tajemniczą Naomi zwykłej mechanik służącej na podrzędnych transportowych łajbach, która jakimś cudem potrafi mniej więcej wszystko włącznie z naprawieniem reaktora fuzyjnego...


Postaci jest tu zresztą więcej, a wszystkie kolorowe, skomplikowane i pasjonujące. Jak dla mnie królową tej produkcji jest Chrisjen, grana przez Shohreh Aghdashloo, irańską aktorkę, która swoim stylem, klasą, wdziękiem i niezwykłą inteligencją podbija serca widzów.


Kto stoi za próbą zamachu, Ziemianie, Marsjanie, Pasiarze, wielkie korporacje, a może... Mormoni?
Niestety odpowiedź na to pytanie poznamy nie wcześniej niż w lutym 2017 roku, kiedy to ukaże się drugi sezon dobrze zapowiadającej się serii.

P.

1 komentarz: