Strony

wtorek, 9 lutego 2016

Upiory z Ohio, czyli Gary Braunbeck i "Miasto Trumien"


Był już demoniczny okultyzm rodem z Kanady (Na Progu o-->TU) oraz nowoczesny spirytyzm prosto z Islandii (Pamiętam cię o-->TU). Czas na horror rodem z Ameryki: Miasto Trumien.


Książka różni się od wcześniej opisywanych (miałem wyczucie sięgając po losowe horrory w atrakcyjnych cenach!). Opowieść oparto na małomiasteczkowym folklorze. W największym skrócie: zło (a może i dobro albo ani zło ani dobro?) w swojej pierwotnej, nieśmiertelnej i przybierającej różne postaci formie nawiedza przeciętną Amerykańską osadę Cedar Hill w stanie Ohio. Zło powraca z zaskakującą regularnością, jego korzenie sięgają głębiej niż ludzka pamięć. Topos niby standardowy, ale dający nieskończone możliwości interpretacji. No bo właśnie owo opisywane ZŁO wcielone jest niejednoznaczne: raz sieje zamęt w duszach niewinnych, popychając ich do strasznych czynów. Innym razem daje nadzieję i staje się ostatnim pocieszycielem. Nie będę się rozpisywał, jakie są moje końcowe wnioski, musicie się do nich dobić sami!
Newark w stanie Ohio- pierwowzór Cedar Hill, nie napawa optymizmem...
Ale zgodnie z tradycją napiszmy parę słów o Autorze. Gary A. Braunbeck urodził się w 1960 roku w w miasteczku Newark w stanie Ohio. To o tyle ważkie, że miejsce jego narodzin stało się pierwowzorem opisywanego w kilku książkach Cedar Hill (musiał mieć nielekkie dzieciństwo, albo wydajnie ubarwia małomiasteczkowe realia). W jego dorobku znajdziemy kilkanaście samodzielnych powieści oraz zbiorów krótszych form. Gary pisze głównie horrory, jednakże zdarzało mu się popełniać również powieści S-F. Warty odnotowania jest fakt, że autor ów był wielokrotnie nagradzany nagrodą im. Brama Stokera, to jest wyróżnieniem dla najlepszych dzieł z gatunku horroru.
Wracajmy niespiesznie do książki Miasto trumien. Muszę przyznać, że ze wszystkich trzech horrorów, nad którymi się pochylałem, przeczytanie własnie tej wymagało ode mnie najwięcej siły woli. Zacznijmy więc litanię od chaotycznej narracji. Nie mam pojęcia, czy można tu mówić o jednym głównym bohaterze. Styl opisu zmienia się właściwie w każdym rozdziale, czasem dostajemy krótkie, wyrwane z kontekstu, prawie poetyckie dialogi, czasem przychodzi kolej na jakiś cytatcik, również absurdalnie wykorzeniony. Skaczemy po ludziach, czasach i opowieściach, autor zdaje się bawić każdym dostępnym na podorędziu kontinuum, unaoczniając nam, że czas i miejsce w tej książce, w sumie nie są ważne. Brzmi ciekawie, niestety co chwilę łapałem się za głowę nie mogą utrzymać wątku. Po drugie kwieciste opisy, niczym Nad Niemnem Elizy O., przeżyłbym gdyby autor streszczał się w przytaczaniu każdego szarego i nieciekawego skrawka Cedar Hill. To dziwne bo książka nie jest długa, więc opisy, przynajmniej na początku zajmują sporo miejsca. Atmosferę budują, i owszem, w końcu autor opisuje miejsce skrajnie przeciętne i nudne. Po trzecie kwieciste zdania. To niby nie przewina, ładnie pisać, ale jednak, gdybym miał ochotę wspiąć się na wyżyny grafomańskiego szału sięgnąłbym po Przeminęło z wiatrem... Niemniej, doceniam kunszt tego pisarza.
Jedna z bohaterek książki, przynajmniej masz na czym zawiesić myśli...
Czy książka jest godna polecenia? Myślę, że mimo wszystko nie zaszkodzi po nią sięgnąć. Jest na pewno wielopłaszczyznowa, można dokopać się w niej do czegoś więcej niż prostego operowania grozą, a to już sporo. Po prostu wymaga nieco więcej skupienia. Musze przyznać, że podczas pisania tego tekstu, dokonałem kilku błyskotliwych autoanaliz, które chyba poprawia moją relację z powieścią. Nie zniechęcajcie się więc i bierzcie do czytania!

P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz